poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Dlaczego warto zmuszać samego siebie? Czyli o wiecznym rodzicu.

Zdjęcie znalezione w Google.

,

Do tej pory - albo raczej do połowy lipca 2017 roku - uważałam się za strasznego pesymistę. I byłam pewna, że nic tego nie zmieni - taka moja natura, przykro mi.

Bzdury. Większej bzdury nie słyszałam!

Pamiętam jak dzisiaj sprzeczkę z moją najlepszą przyjaciółką, która w wieku 8 lat rzuciła podwórkową mądrością, że każdy, nawet dorosły (nawet tata i mama!) jest dzieckiem. Ale jak to? Przecież oni są dorośli!




Choć w tamtej kłótni chodziło o coś innego, niż o czym ja sama piszę, to idealnie obrazuje to, że nawet, jeśli jesteś już dorosłym, nawet, jeśli nie masz dzieci - jesteś dorosłym będącym dzieckiem, które ma dziecko pod opieką. Brzmi zawile i niejasno, prawda?


Już wyjaśniam.

Każdy człowiek, na każdym etapie życia, ma w swoim życiu moment, kiedy dla własnego dobra musi się do czegoś zmusić. Niektórzy takie momenty miewają raz na pół roku, inni - codziennie. I nie mówię tu o odrobieniu lekcji czy pracy zadanej nam przez szefa, czy nawet o pójściu do lekarza. Mówię tu o tych słodkich momentach, kiedy nic nam się nie chce i jesteśmy zdania, że ten stan w niczym nam nie grozi, bo przecież życia i czasu (i zdrowia!) mamy mnóstwo.

I ponownie - bzdura.

DLACZEGO warto zmuszać siebie samego do niebycia pesymistą?
DLACZEGO warto zmusić siebie do bycia w danej chwili optymistą bądź po prostu wyjść z domu, mimo że tak nienawidzimy tej Agi, Kaśki bądź Mateusza i wcale nie mamy ochoty pójść do nich na imprezę czy wyjechać na grupowy wyjazd?
Bo właściwie, to nasze otoczenie ma gdzieś to, że wszystko widzimy od szarości po czerń. 

Bo życie utrudniamy tylko sobie samym.

Bo to w końcu ty, ja, my - obudzimy się pewnego dnia i zdamy sobie sprawę, że wiele szans na świetną przygodę, zabawę utraciliśmy, że nie poznaliśmy wielu osób, które w przyszłości mogły nam stać się bliskie.

Bo nie stworzymy wspomnień, do których będziemy wracać jako staruszkowie z kubkiem herbaty w rękach i łzą w oku. I że nie poznamy miłości naszego życia, bo nie wyszliśmy z domu w momencie, gdy ona akurat była tak blisko nas.

Dlatego ja od tej pory, czyli od 29 sierpnia 2017 roku (żeby była ładna data i okrągły dzień na zrobienie czegoś) - nie będę słodko nic nie robiła, i będę wiecznym rodzicem. Rodzicem dziecka, którym jestem ja sama, gdy nic mi się nie chce. I tego samego Wam życzę.



2 komentarze:

  1. Niby racja, niby nie. Będąc dla siebie wiecznym rodzicem zawsze będziesz czuła swego rodzaju przymus w robieniu pewnych rzeczy. Nie o to w życiu chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale rodzic nie zawsze zmusza do czegoś, on po prostu jest (; dlatego użyłam słowa "w danej chwili". Czyli przykładowo wtedy, gdy sama czuje, ze coś bym zrobila, ale danego dnia jestem rozleniwiona - ale pomysł i swego rodzaju chęć w głowie jest. Nikt nie każe nam iść na coś, czego nie cierpimy - bardziej chodzi mi tu o sytuacje, kiedy swoje zainteresowania poświęcamy na rzecz naszego lenistwa bądź jakiejś nieśmiałości.

    OdpowiedzUsuń